Lokalny Fyrtel

To co najciekawsze w Poznaniu i okolicach




Kultura Poznań

Symbioza przeciwieństw – rozmowa z Mariuszem Krukiem


fot. materiały prasowe

O twórczości i sztuce z Mariuszem Krukiem rozmawiają Magdalena Kleszyńska i Michał Begiert. Wystawę jego prac zatytułowaną Symbioza przeciwieństw będzie można oglądać w MAKgallery od 19 marca.

W Pańskich pracach uderza dychotomia: zestawia Pan pióro z metalem, ostre z obłym, barwne z monochromatycznym. Co się za tym kryje? Czy – w myśl koncepcji ying i yang – uważa Pan, że światem rządzą przeciwstawne siły, które razem tworzą harmonię?

Można odnaleźć w tej przeciwstawności odniesienia do ying i yang, ale nie chcę się w to wgłębiać, bo musiałbym przeprowadzać jakąś analizę porównawczą dwóch systemów opisu postrzegania rzeczywistości. Dlatego powiem, że wyróżniam trzy możliwe stany przeciwieństw – a to konflikt, współbrzmienie, (które można określić współpracą) i symbiozę. Różne płaszczyzny bytu, budują różne konfiguracje. Moim zdaniem, nie jest to jedno wymiarowe działanie, czyli jak, powiedzmy, woda – ogień, nienawiść – miłość, tylko zależy na którym polu się odbywa akcja, ta komplikacja tych konfiguracji jest większa. My to obserwujemy, zwyczajowo, z własnego punktu widzenia, bo jesteśmy na tej płaszczyźnie, na której jesteśmy, ale może na płaszczyźnie wyższej, niższej, obok, te konfiguracje mogą przybierać, moim zdaniem, inne kształty i też prowadzić do innych, różnych rozwiązań. 

Ale w takim razie, uważa Pan, że jest to przeciwstawność form, czy może pewne dopełnienie, którego my jeszcze nie zauważamy, odbierając jako przeciwstawność.

Tak. Bo jeżeli bierzemy to zbyt jednoznacznie, wtedy widzimy przeciwstawność. Ale na przykład, z pewnego dystansu, kiedy nie jesteśmy zaangażowani w wydarzenie, możemy je obejrzeć bardziej obiektywnie. Kiedy jesteśmy w czymś, trudno nam to coś sobie analizować na różne sposoby, na dodatek, z różnych poziomów bytu. 

Zatem, nie dzieli Pan na przysłowiowe „czarne i białe”, tylko zakłada, że jest to droga od czerni do bieli, przez wszystkie odcienie, że jest to łączność, a nie dwie skrajne sytuacje?

Tak. Na moją szkodę. Widzę tę sytuację w inny sposób. Ona jest inaczej skonfigurowana.

Jako bardziej monochromatyczny przebieg linii, niż skoki po kamieniach. 

Jest to dążenie do obserwacji obiektywnej, kiedy to nie uczestniczyłbym w akcji. Czyli byłbym poza. A kiedy jestem „w”, odbieram to personalnie. Mam moją fizyczność, mam moją psychikę i wtedy trudno przedstawić jakieś zdarzenie w innym kształcie. Bo ono jest bardzo dokuczliwe, albo bardzo przyjemne. Ale wówczas wchodzimy w to, czym jest dokuczliwość, czy to jest ból fizyczny, psychiczny, czy przyjemność to jest doznanie proste, jak smak lodów, czy czekolady, czy jest to przyjemność związana z jakimś odkryciem. Są różne możliwości. Tylko, że teraz opowiadamy o wszystkim na jednej płaszczyźnie, na której jesteśmy. Nie potrafimy wyjść ponad, ani nawet wejść pod, bo nie jesteśmy już ani rośliną, ani zwierzęciem, ani bakterią. 

W swoich pracach stosuje Pan materiały naturalne takie jak: kawałki drewna, a jednocześnie produkty wytworzone przez człowieka z tych materiałów, jak choćby fragmenty tektury, taśmy czy sznurka. Czy działalność człowieka nie zakłóca naturalnej harmonii świata? 

Na tyle, na ile moja obserwacja jest właściwa, uważam, że nie. Bo tu wracamy znów do wieloplanowości świata. Człowiek jest również naturą. Składa się z tego, z czego się natura składa, czyli z materii. Materia się na różnych poziomach bytu przekształca w różny sposób. Prosty, na wyższych poziomach -bardziej skomplikowany. O ile możemy to obserwować w bardziej obiektywnie, ona  nie stoi z sobą w konflikcie, ona do czegoś dąży. Ja uważam, że się uczy. Że po tych różnorodnych przekształceniach samej siebie, bo oto przecież chodzi, my nie jesteśmy poza naturą, tylko jesteśmy naturą. My umiemy stworzyć coś, czego nie umie, dajmy na to, bóbr. On też przekształca naturę w jakiś sposób, budując sobie żeremie, ma różne potrzeby i według tych potrzeb działa. Nasze potrzeby są już innego rodzaju i wymagają innego stopnia przekształcania. Co moim zdaniem nie jest konfliktem. Może być konfliktem z naszego punktu widzenia, ale nie wiem czy zdaniem całości, popełniamy jakieś błędy. Ale jeśli tak, to korekta niewątpliwie nastąpi jeżeli będzie konieczna.

Materia sama się organizuje, jak Pan mówi, sama się zmienia. Częściowo jest to rozkład naturalny, częściowo jest to ingerencja człowieka, a innym razem za pomocą zjawisk, których jeszcze na pewno nie potrafimy nazwać.

Ingerencja człowieka jest ingerencją natury. Kiedyś pytałem, po co materii do przekształcania jest potrzebna taka mnogość organizmów, zjadających same siebie i powołujących same siebie do życia? Dlaczego nieustannie odtwarza się poprzez destrukcję i konstrukcję? To przecież olbrzymi wydatek energii. W myśli naszej współczesnej, człowiek stawia się poza, a według mnie jest „w”. Czyli odnosi to, co istnieje do siebie i siebie do tego co istnieje, tylko jakby stwarza pewnego rodzaju granicę między tymi dwoma światami. Ale tu dotykamy materii, a nie dotykamy energii czy ducha. Bo po coś ten ruch materii jest potrzebny, przez ten ruch powstaje energia również. Ale są to już zagadnienia, w które w tym przypadku nie ma sensu wchodzić głębiej. My przekształcamy naturę w jakiś konieczny, zdeterminowany, czy prawie zdeterminowany sposób. Jesteśmy samo przekształcającymi się, jako natura, tylko na różnych poziomach bytu to przekształcania wygląda inaczej. 

W Pańskich pracach widać często fragmenty przedmiotów codziennego użytku, niekiedy tak banalne jak rolka papieru toaletowego. Czy Pańskim zamierzeniem jest wysublimowanie tych rekwizytów do rangi sztuki? Czym dla Pana jest sztuka?

Ujmę to w ten sposób, że równie banalną jak rolka po papierze jest farba w tubce. Zależy od tego, co my z tym uczynimy. Tyle, że patrzymy tu na funkcję. Wykorzystaliśmy coś i została rzecz niepotrzebna. Natomiast farba jest zawsze do czegoś potrzebna. Nawet niektórzy malarze nie wyrzucali wyciśniętych tubek. Natomiast istotne jest, co my z tego materiału powołamy w ciągu dalszym. Bo jest to kawałek materii, czyli miedzy innymi, nasz kawałek. 

A czym jest dla Pana sztuka?

Sztuka jest dla mnie szczęściem. Radością tworzenia form, czyli przekształcania, przemiany form. Tak, że z tej tubki, czy z tej rolki powołuje nową formę. Czy na płótnie, czy w asamblażu, czy w obiekcie. Czyli w jakiś sposób nakłaniam materię poprzez przemianę czy tez przekształcenie do pewnej mobilności. I traktuję również sztukę jako swoiste laboratorium poznawania rzeczywistości, a może nawet kreacji rzeczywistości. 

Dlaczego postanowił Pan tworzyć swoje dzieła za pomocą, między innymi, wspomnianej tu rolki po papierze, a nie za pomocą tubki z farbą – czyli za pomocą klasycznie pojmowanego malarstwa. Kiedyś bowiem realizował Pan wiele cykli prac właśnie tą techniką.  

To było większym stopniem iluzji, że farbę wycisnąłem i rozmalowałem na płaszczyźnie. Teraz jest bardziej jeden do jeden, jest bardziej dotykalne, to jest bardziej bezpośredni kontakt w formą. Bo jak na płótnie namaluję dajmy na to prostokąt, to on ma swoje zalety, ale kiedy mam prostopadłościan wykonany z drewna, betonu, kamienia, bądź znaleziony, jest to bardziej dosadny kontakt. Ale tu wkraczamy już w temat po co to i po co to.

Realizując nowy cykl prac, zaczął Pan od kolaży, kolejno pojawiły się asamblaże a następnie postanowił Pan odrzucić ten element płaszczyzny i wejść w obiekty. 

Zacząłem to w osiemdziesiątym czwartym roku. Potem znowu było wejście w malarstwo, potem znów w obiekty innego rodzaju, potem znowu malarstwo. Powiedzmy, że było to jakby taka fala. Nie do końca analizowałem powody takich działań. 

A gdyby miał się Pan pokusić o taką mikro analizę.

Niedosyt. Po prostu, niedosyt. Nie chcę tego nazwać ucieczką od przyzwyczajenia. Ale po pewnym czasie stwierdzałem, że po pewnej formie przedstawiania na razie, czy już, nie mam nic więcej do powiedzenia. 

Zatem, niejako kusi Pana, by spróbować jak można jeszcze inaczej obejrzeć i opisać rzeczywistość, to konkretne zjawisko.

Kusi mnie. Bo tu gdzieś to umknęło, ale wracając do tego pojęcia laboratorium. Że od tego opisu rzeczywistości i różnych sytuacji, dążę do budowania tych sytuacji, którymi mógłbym bardziej przybliżyć, mówiąc górnolotnie, dotknięcie rzeczywistości. Jakbym był coraz bliżej tych mechanizmów, które można by, w dużym cudzysłowie, nazwać prawidłami a nawet prawami tej rzeczywistości. Czyli tego co fizyka szuka: jak to się kręci? Dlatego mówiłem o laboratorium poznawczym, że oprócz tej urody, którą ma sztuka i samej radości powoływania kształtów, które mogą być nawet tylko dekoracyjne, to mnie jeszcze korci żeby dojść do tego na czym to powoływanie kształtów polega? Skąd to się bierze? Oczywiście tutaj może być: intuicja, psychika, upodobania, kultura i różne takie rzeczy. Ale nie poszerzając tego pola za bardzo, to mnie korci żeby chociaż nie do końca nazywając te procesy, które obserwuję, przedstawiać je w dziełach. Czyli relacje między formami. 

Bardzo trudno jest oderwać się od zastanej sytuacji, nad którą pracuje się wytrwale oraz od  wizerunków serii dzieł, w które jest się bardzo zaangażowanym. A jednak Panu się udaje wziąć taki głęboki oddech i spojrzeć na sytuację jeszcze raz, od nowa, tak zwanym świeżym okiem, które tak naprawdę nigdy nie będzie już tak świeże, a następnie przekształcić opisywaną już sytuację, w jakąś nową formę. Czy ma Pan zatem, jakiś klucz, którym jednocześnie zamyka i otwiera drzwi do nowego spojrzenia. Ale postarajmy się nie odwoływać jednak do, na przykład, myśli Junga i jego teorii nieświadomości zbiorowej. Proszę spróbować oderwać się od zaplecza, które Pan ma, poniekąd, wdrukowane w siebie.

Tutaj dotykamy czegoś, co wykracza, tak bezpośrednio poza sztukę. Czyli musielibyśmy mówić o transcendencji. Czyli o pewnym postępowaniu, które nie do końca jest uchwytne. Czyli jakby pewnie wewnętrzny przymus. A skąd on się bierze, trudno dociec, bo to nie tylko dotyka ludzi, którzy zajmują się sztuką, ale także innymi dziedzinami również. Że masz takie napięcie, że nie wiesz, skąd ono się pojawia. Oczywista można to upraszczać, że to się bierze z doświadczenia pracy, czy z wibracji, powiedzmy, umysłu, niepokoju, przeżyć. Nie wiem. Analiza tego zjawiska jest mi na razie zbędna.

Czy naturalny proces korozji, rozkładu stosowanych przez Pana materiałów stanowi element procesu twórczego? A jeśli tak, jaka jest Pana rola w tym procesie?

Czasami bardzo aktywna. Bo żeby coś skorodowało natychmiast, czego nauczyłem się od mojej partnerki, biorę chlorek żelaza, no i rdzawię te rzeczy.  Można to też porównać do szukania odpowiedniej barwy na płótnie. Co prawda korygować na płótnie barwę można szybko, jak się nie spodoba. Natomiast już na metalu, tu jest pewnego rodzaju ryzyko, albo się sprawdzi, albo się nie sprawdzi.  Jak się to uda, to można to też, uznając, że się sprawdziło – utrwalić, żeby nie korodowało dalej, czyli do rozpadu. 

W momencie, kiedy utrwala Pan i nie pozwala korodować, czy dokonywać jakiś innych zmian, rozwijać się naturalnym procesom, to wówczas traktuje Pan to dzieło bardzo przedmiotowo. Natomiast, wydaje mi się, że w momencie kiedy pozwala Pan na ciągłe, naturalne korodowanie, niczym takie trochę dorastanie, a może odwrotnie – starzenie się dzieła, wówczas traktuje je Pan podmiotowo. Bowiem, one zaczynają, poniekąd, żyć, iść swoją drogą, zapisując, niejako, na swoim „ciele” historię. Zmiany temperatury, naświetlenia, zmian warunków pogodowych. Tworząc tym samym swoją opowieść. 

W tym jednym dziele, do którego się odwołujemy, koroduje tylko jeden element. Chodzi tobie o antropomorfizację tworu sztuki, idąc tropem Pigmaliona. Zejdźmy jednak z poszukiwań prawie filozoficznych. Jest też ogląd estetyczny formy. Bo w każdym dziele masz parę takich przedstawień. Może być na przykład społeczne, filozoficzne, jest kilka wątków. A dzieło, gdy się je tworzy ma też aspekt estetyczny, a to co nazywano a-estetyką i tak jest estetyką. Jest to wybór pewnych warunków. I tu nie koniecznie trzeba to aż tak dogłębnie rozpatrywać. Może to zostać na prostym oglądzie – podoba się, nie podoba się. Bo dzieło sztuki i tak w ten sposób się odbiera. Bo po co komplikować coś, co jest proste, w którymś tam aspekcie tego dzieła. 

Jest Pan artystą wszechstronnym: tworzy Pan poezję, malarstwo, obiekty przestrzenne. Jakie znaczenie ma dla Pana medium?

Sądzę, że nie jestem wszechstronny. Uważam, że w kilku formach się wypowiadam. Tu z zastrzeżeniem, że to co piszę, trudno mi określić jako poezję, w kontekście tego co się w poezji czy literaturze wydarzyło. A jak to się będzie nazywać, czy będzie się opisywać, to nie jest moja sprawa. Ja tego nie chcę umieszczać w jakiejś formule literackiej. 

To może jeszcze inaczej. Kiedy u Pana pojawia się taki imperatyw posługiwania się znakiem alfa-numerycznym, a kiedy znakiem/ symbolem wyrażonym przez materię.

To zależy od zjawiska, od tego co chcę przedstawić. Tutaj proponuję przeczytanie. Niektóre te sformułowania są dwuwyrazowe i między tymi wyrazami jest napięcie, pewna informacja. Po co by ją było przedstawiać w medium, które wymagałoby większej ilości materiału. Po co? Kiedy jeden sygnał i starczy. Gdybym zamiast w dwóch czy trzech słowach, zawarł to w obiekcie, to nie uzyskałbym szybkiego skojarzenia. A zaczęłoby to tworzyć zupełnie inną figurę, która miałaby inne walory.

Zatem realizacje tworzone słowem nie są dopowiedzeniem prac plastycznych, ale odrębnymi mikro dziełami? 

Tak. Jak jakiś obiekt czy obraz mówi o jakieś sytuacji, to też nie ilustruje tej sytuacji, o której mówi. Jeszcze jedna istotna rzecz, że w świecie materii pewnych rzeczy nie da się wykonać w inny sposób niż przy jakimś napięciu iluzji. Obraz zniesie linię, natomiast przestrzeń już niekoniecznie, bo trzeba ją jakoś w tej przestrzeni umieścić, a nie da rady w inny sposób, niż ją gdzieś podwiązać, przymocować. Ona już traci ten walor gestu, mimo, że ten pozór swobodnego gestu jest. Ale nie jest to tak naturalne jak rysa ołówkiem na kartce, czy na płótnie. Czy bardziej skomplikowany, gdzie pejzaż jest pewną syntezą tego co widzimy. Bo wszystkich szczegółów nie jest się w stanie oddać, nawet fotografią, podejrzewam. Ale zbudowanie pejzażu w przestrzeni oznaczało by, że trzeba zrobić park. Więc jeśli mam napięcie, nazwijmy je poetyckim i odwzorowuję pejzaż i swoje emocje w to wkładam to na płótnie mogę to zrobić, natomiast w przestrzeni muszę znaleźć inną odpowiednią formę do tego napięcia i tego wzruszenia jaki mam oglądając jakiś kawałek natury. W moim przypadku, różne wrażenia które we mnie są, wymagają, moim zdaniem, czasem różnej formy. Czy to obrazu, czy to słowa, czy to obiektu, czy asamblażu. One się różnią stopniem iluzji, większym bądź mniejszym. 

Zbliża się wystawa Pańskich prac w MakGallery w Poznaniu. Proszę opowiedzieć kilka słów o tej wystawie.

Właśnie powiedziałem.

Wystawa prac Mariusza Kruka „Symbioza Przeciwieństw”
19.03 – 16.04.2020

Wernisaż: 19 marca, 19:00*

Wystawa zaczyna się 19.03, MAK Gallery, ul. Źródlana 4, Poznań.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *