Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłem film Whiplash. Fantastyczny obraz o poświęceniu, doskonaleniu i jazzie. Damien Chazelle pokazał, że potrafi robić genialne filmy i ma cudowne wyczucie muzyczne. Piszę o tym dlatego, że gdyby zapragnął zrobić anime to zapewne stworzyłby Blue Giant,  który miałem przyjemność zobaczyć w ramach festiwalu Animator.

Przejdę od razu do rzeczy. Przed seansem wiele sobie obiecywałem. Dobrze narysowane anie o jazzie, czego chcieć więcej? Na początku poznajemy Dai Miyamoto, który jako nastolatek odkrywa jazz i zakochuje się w nim bez reszty. Myśli o nim, oddycha, a grę na saksofonie ćwiczy do upadłego. Postanawia wyjechać do Tokio, aby rozpocząć prawdziwą karierę. Wszystko podporządkowuje temu jednemu celowi. W jednym z klubów jazzowych spotyka pianistę Yukinori. Wspólnie postanawia założyć zespół. Jako trzeci dołącza do nich Shunji, który nigdy nie grał na perkusji, ale robi wszystko, żeby jak najszybciej móc grać na odpowiednim poziomie. I tak w jednej z zaprzyjaźnionych kawiarenek tworzą zespół JASS i ćwiczą do upadłego, żeby świat kiedyś o nich usłyszał.

To film bardzo dobry pod kątem fabularnym. Niby prosta historia o chłopaku, który marzy o wielkiej karierze, ale podana w sposób niezwykle autentyczny. Za dnia dorywcze prace na opłacenie rachunków, a wieczorem ciężkie treningi pod tokijskim mostem. Wszystko, aby osiągać ten jeden wymarzony cel. Reżyser pamięta też o innych postaciach. Obserwujemy niesamowity wysiłek, również reszty zespołu. Każdy z nich pragnie osiągnąć jak najwyższy poziom, a najchętniej chcieliby przekroczyć własne granice. Wszystko wypada tu absolutnie wspaniale. Nawet osoby z trzeciego planu mają swoje pięć minut. Nic tu nie jest przypadkowe, a dokładnie zaplanowane i przemyślane. To jeden z takich filmów, w których nic bym nie zmienił.

To, co zrobił tu reżyser Yuzuru Tachikawy jest mistrzostwem świata. Jak już wspomniałem, film został znakomicie narysowany. Sceny w klubach to prawdziwy majstersztyk. Kamera przemieszcza się tak, jakby to były prawdziwe koncerty na żywo. Jako widzowie nie możemy oderwać oczy. Do tego wszystkiego dochodzą cudowne dźwięki. To jeden z tych filmów, które warto zobaczyć w kinie. Jeżeli trafi nam się domowe zacisze, to koniecznie zainwestujmy w odpowiednie nagłośnienie. Blue Giant tego wymaga. O tym jak bardzo pochłania i angażuje widza, najlepiej świadczy moje zachowanie. Po każdym koncercie miałem ochotę wstać i klaskać. Autentycznie na kilka minut zapominałem, że siedzę w kinowym fotelu. Byłem przekonany, że uczestniczę w prawdziwym koncercie.

Jeżeli tylko będziecie mieli możliwość to koniecznie zobaczcie ten film. Niezwykle rzadko trafiają się tak znakomite działa. Jak mawiał mój profesor to film skończony. Ja tymczasem idę posłuchać ścieżki dźwiękowej z Blue Giant do czego i was zachęcam.

8 + 2 za jazz = 10/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *