W sobotę 14 września po dwutygodniowej przerwie reprezentacyjnej Lech Poznań zmierzył się z Jagiellonią Białystok w 8 kolejce Ekstraklasy.
Nastroje przed meczem w obu klubach były różne. O ile poznański zespół mógł być zadowolony ze swojej postawy z początku sezonu, to obecny Mistrz Polski mierzył się z lekkim kryzysem, choć jak zapewniał na konferencji prasowej trener Adrian Siemieniec “nie ma powodu do obaw”. Zajmująca 6 miejsce w tabeli Jagiellonia, która w ostatnich 5 meczach odniosła trzy zwycięstwa chciała przy Bułgarskiej pokazać, że najgorsze momenty ma już za sobą. Lech z kolei miał wielką ochotę podtrzymać dobrą passę, która pozwoliłaby na utrzymanie 1 miejsca w tabeli.
Początkowe minuty spotkania zapowiadały otwarty mecz. Piłkarze obu drużyn próbowali odbioru piłki na połowie rywali. Dobry pressing Lecha był powodem kilku złych wybić bramkarza gości. Pierwszą dobrą okazję do strzelenia gola miał w 11 minucie Afonso Sousa, który nie wykorzystał znakomitego podania wzdłuż pola karnego Bryana Fiabemy. Z każdą kolejną minutą coraz bardziej zarysowywała się przewaga gospodarzy, rosła pewność siebie poszczególnych graczy. Dobry okres gry piłkarzy z Poznania przerwał strzał Jesusa Imaza, który po składnej akcji wpakował piłkę do bramki Bartosza Mrozka. Na szczęście dla graczy ze stolicy Wielkopolski napastnik Jagiellonii był na pozycji spalonej i gol nie został uznany. Sytuacja ta nie wpłynęła negatywnie na piłkarzy Lecha, którzy w dalszym ciągu byli częściej przy piłce, a Jagiellonia miała problem z wyprowadzeniem ataku. W 17 minucie doskonałego dośrodkowania Dino Hoticia nie wykorzystał Mikael Ishak. Jak mówi jednak stare przysłowie “co się odwlecze to nie uciecze” i w 25 minucie kibice zgromadzeni przy ulicy Bułgarskiej mogli cieszyć się z objęcia prowadzenia przez swoją drużynę. Fantastyczną bramkę zza pola karnego po podaniu Joela Pereiry strzelił Afonso Sousa. Jagiellonia była coraz bardziej bezradna. W 37 minucie jej środkowy obrońca – Adrian Dieguez, w niebezpieczny sposób powstrzymywał Mikaela Ishaka za co otrzymał czerwoną kartkę. Po tej sytuacji sędzia podyktował rzut wolny, który pewnie wykonał Dino Hotić wpisując się na listę strzelców. Lech po bardzo dobrych 45 minutach prowadził już 2:0.
Początek drugiej połowy to nieustanne ataki Lecha, który w 50 minucie miał już trzy kolejne sytuacje bramkowe. Swoich szans nie wykorzystali dwukrotnie Mikael Ishak i Antonio Milić. Bezzębna Jagiellonia chciała grać z kontry ale na nic zdały się próby przejęcia piłki. Lech nie pozwalał na dłuższy okres zbliżyć się do swojej szesnastki rywalom. Od 60 minuty gra nieco się wyrównała, choć w dalszym ciągu atakom gości brakowało wykończenia. Lech odgryzał się atakami, a dwóch znakomitych okazji nie wykorzystał Patrik Walemark, który w 60 minucie zmienił Bryana Fiabemę. Lech nienasycony dwoma bramkami wciąż szukał okazji do podwyższenia wyniku. Po kolejnej dobrej akcji gospodarzy w 78 minucie sędzia główny spotkania wskazał na rzut karny, po tym jak Jetmir Haliti zagrał ręką w polu karnym Lecha. Do piłki podszedł Filip Szymczak, który pewnym strzałem pokonał bramkarza Jagielloni. Lech prowadził w tym momencie 3:0, a jego gra przypominała już zabawę z przeciwnikiem. Rozpędzony Kolejorz nie dawał szans rywalom, a w końcowych minutach Jagiellonia podarowała jeszcze gospodarzom bramkę samobójczą. W ostatniej minucie meczu wynik spotkania na 5:0 ustalił Filip Jagiełło. Lech po znakomitym meczu rozgromił rywali z Podlasia dając jasny sygnał rywalom.
Autor AS