Fot. Cinderella Games, reż. Jessica Wright, Morgann Runacre-Temple

Tegoroczny Short Waves Festival jest dla mnie wyjątkowy. Dostąpiłem zaszczytu dołączenia do patronów festiwalu. Postanowiłem też trochę inaczej podejść do tego co oglądam i dałem szansę filmowym zestawom, na które normalnie nie zwróciłbym większej uwagi. Zaowocowało to cudownym pozakonkursowym seansem Musical Shorts.

Przed pokazem zacząłem szybko wertować, kiedy ostatnio widziałem krótkometrażowy musical. Muszę przyznać, że trochę czasu minęło, aczkolwiek były to dzieła godne uwagi. Do głowy momentalnie przychodzi mi szwedzki The Burden, który kilka lat temu zawojował Festiwal Animator w Poznaniu. Byłem ciekaw co w tej materii zaproponują organizatorzy Short Waves. Muszę przyznać, że postawiono na spora róznorodność zarówno na płaszczyźnie wizualnej jak i tematycznej.

Największe wrażenie zrobił na mnie pierwszy z tytułów. Cinderella Games jak można domyślić się po tytule nawiązuje do dobrze nam znanej historii kopciuszka. Różnica, jest taka, że nie ma tu księcia z bajki, a dziewczęta rywalizują w teleturnieju, którego stawką jest upragnione długo i szczęśliwie. W oczy rzuca się piękna warstwa wizualna. Mocno nasycone kolory, starannie zaprojektowany i bardzo spójny wizualnie świat. Brak tutaj dialogów. Oprócz kart informacyjnych o kolejnych etapach gry, twórcy komunikują się z nami za pomocą muzyki i tańca. Jest miło, lekko, wesoło. To prawdziwa uczta dla naszych zmysłów. Chętnie zobaczyłbym dłuższą wersję tego dzieła, gdyż zaprezentowany koncept kupiłem w całości.

Może dalej nie było, aż tak przebojowo, ale nadal ciekawie. Chorwacka Cockpera to cudowny ukłon w stronę opery. Przy jej tworzeniu reżyser Kata Gugic inspirował się baśnią Ezopa pod tytułem „Walczące koguty i orzeł”. Widzimy tu śpiewany, koguci pojedynek o względy kur. Jeden z bohaterów wybija się wyraźnie na pierwszy plan. Śpiewa doniośle, czaruje towarzystwo w kurniku i z każdym kolejnym dźwiękiem rośnie (dosłownie). Wydaje się, iż tryumf jest bliski i to on zwycięży. Gdy słuchaczą są w ekstazie naglę naszego solistę porywa tajemnicza dłoń i słyszymy tylko cichy odgłos cięcia. Ależ przewrotne potrafi być życie (nie tylko kurze).

Polacy nie gęsi i swój język mają (dosłownie). Fascinatrix to mroczna opowieść Justyny Mytnik o czarownicach. gdy taka opętała jakiegoś chłopca odcinano jej język i karmiono nim biedaka, aby oparł się działaniu czaru. Niestety to co niektórzy nazywali czarem, dla innych było miłością. Na pierwszym planie widzimy niesłusznie oskarżona kobietę, której udaje się uciec i ukrywa się przebrana za łowcę czarownic. Spotyka też tego, który ją wydał. Poznajemy historię tych dwojga i zastanawiamy się co będzie dalej. Chłopak cierpi nie mniej niż kobieta, szalenie żałuje swojego czynu, tylko czy zostanie on mu wybaczony? Naprawdę rzadko w polskim kinie można zobaczyć coś tak wyjątkowego. Obrana konwencja, mroczna kolorystyka i klimat zasługują na słowa uznania. Nawet jeżeli ktoś nie lubi tego typu opowieści, to warto zerknąć na ten tytuł, aby przekonać się, że w Polsce można stworzyć interesującą i przyciągającą wzrok baśń.

Ostatnim filmem, o którym chcę wspomnieć będzie Fantasma Neon. Na ekranie widzimy dostawców jedzenia, którzy opowiadają o trudach swojego zawodu. W tle nieprzyjemni klienci, nieporozumienia i COVID. NIe byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie forma. Obranie tej historii w musicalowy płaszcz było strzałem w dziesiątkę. Opowieści bohaterów co jakiś czas przerywają muzyczne wstawki, uzupełnione o fajną choreografię i piosenki korelujące z głównym motywem. Bardzo lubię takie chwilę, gdy niczego się nie spodziewam, a zostaje obdarowany przez filmowców tak wyjątkowa niespodzianką.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *