W ramach tegorocznego festiwalu Malta postanowiłem odwiedzić Teatr Polski w Poznaniu. Moją uwagę przykuł spektakl “Querelle“, zbierający pozytywne recenzje. Opis “Dwa morderstwa. Dwóch sprawców. Dwa motywy.” brzmiał intrygująco. Liczyłem na ciekawy wieczór pełen tajemnic z kryminalnym akcentem. Co mogło pójść nie tak? Okazało się, że całkiem sporo…
Intrygujący początek: Kto jest winny?
Spektakl zaczyna się intrygująco. Na scenie pojawia się Mario, skorumpowany policjant, który od razu rzuca zdanie, nadające ton całej historii: “Nie ma nic banalniejszego niż morderstwo w teatrze“. To zdanie to dopiero początek. Mario szybko zdradza nam, kto został oskarżony, a co ważniejsze – kto tak naprawdę jest winny. Tak, to nie pomyłka. Już na samym początku wiemy wszystko. Można by pomyśleć, że to koniec tajemnicy, prawda? Nic bardziej mylnego.
Zagadka “Dlaczego?”: Główny motyw spektaklu
Ten spektakl nie jest o odkrywaniu “kto“. On jest o głębszej warstwie, o prawdziwej esencji ludzkich działań – o motywach. Co skłoniło bohaterów do podjęcia takich, a nie innych decyzji? Co pchnęło ich do czynów, które znamy od pierwszej minuty? To właśnie na tym skupia się cała sztuka: na wnikaniu w psychikę postaci, na rozwikłaniu zagadki “dlaczego“. Przynajmniej w teorii, ponieważ, po interesującym początku mamy mizerny ciąg dalszy. Ale po kolei.
Portowy Brest i tajemniczy Querelle
Akcja rozgrywa się w sercu portowego Brestu. To historia dwóch morderstw, które, choć z pozoru powiązane, mają zupełnie różne podłoże. Co ciekawe, niemal wszyscy mieszkańcy wiedzą, kto popełnił jedno z nich, ale nikt nie odważy się jej wyznać. Dlaczego? Bo są zafascynowani prawdziwym sprawcą – tajemniczym marynarzem Querelle’em.
Pierwsze morderstwo było aktem przemyślanej, niemal artystycznej precyzji. Jak to ujął Mario, było to dzieło zbrodni, zaplanowane z zimną krwią. Drugie natomiast, zupełnie inne w swojej naturze, wynikło z emocji, prześladowania i urażonej dumy. Popełnione impulsywnie, bez wcześniejszego przygotowania. Mimo tych diametralnych różnic, oba czyny zostały błędnie przypisane tej samej osobie.
W ten mroczny scenariusz wkracza Querelle (Piotr B. Dąbrowski) – marynarz, który nie mieszka na stałe w Breście. Jego pojawienie się w La Ferii, popularnym domu publicznym i centrum życia towarzyskiego, prowadzonego przez Nono i Lysiane (kochankę jego brata), natychmiast wzbudza niepokój. Samo jego imię, “Querelle” po francusku oznacza “kłótnia, sprzeczka, awantura“, jest jak złowieszcze ostrzeżenie. A liczne przestrogi przed nim, słyszane przez gości La Ferii, tylko potwierdzają jedno: jego przybycie wywróci życie portowego miasteczka do góry nogami.
Od fascynacji do znużenia: Moje wrażenia
Czyż to wszystko, co napisałem do tej pory, nie brzmi intrygująco? Niestety, to początkowe napięcie i zainteresowanie szybko ustąpiło miejsca znużeniu. Im bardziej poznawałem bohaterów, tym mniej interesował mnie spektakl. Miałem podobne odczucie jak w przypadku kultowego dla niektórych filmu „Requiem dla snu”. W obu przypadkach mierzymy się z tragicznymi historiami bohaterów i ich bliskich. Różni je to, że film w scenach drastycznych stawiał na naturalizm, natomiast reżyser spektaklu Piotr Pacześniak, wszelkie intymne czy brutalne zachowania postanowił oprzeć na ciekawej choreografii. I akurat za to należą mu się brawa.
Jednak problem, który łączy oba te dzieła, jest dla mnie ten sam: nie potrafiłem zrozumieć działań bohaterów. Ich życie i wybory są mi zupełnie obce, a co najgorsze – nie umiałem im współczuć. Los Querelle’a, który cierpi i nie potrafi odnaleźć swojego miejsca, poradzić sobie z emocjami i pragnieniami, zupełnie mnie nie poruszył. Wszystkie zachowania jego, ale i pozostałych bohaterów, wydawały mi się sztuczne i nierealistyczne.
Niewykorzystany potencjał i stereotypy
Być może problem tkwi w samej powieści Geneta, na której oparty jest spektakl. Powstała tuż po II wojnie światowej, w zupełnie innej rzeczywistości. Spektakl niepotrzebnie powiela stereotypy, zwłaszcza te związane z płcią. Należy pamiętać, że homoseksualizm był postrzegany zupełnie inaczej niż obecnie. Nasze postrzeganie seksualności ewoluowało i zabrakło mi w spektaklu lekkiej zmiany optyki. Wulgarny język i obsceniczne tańce w klubie, które prawdopodobnie miały szokować i angażować, wywoływały u mnie jedynie irytację i znużenie.
Ten spektakl miał potencjał na znacznie więcej. Twórcy powinni byli postawić większy nacisk na wewnętrzne rozterki bohaterów, ich walkę z samymi sobą i problem akceptacji przez środowisko, ale przede wszystkim przez samych siebie. Tam tkwiło prawdziwe sedno tej opowieści, która niestety została spłycona przez kolorowe stroje i szalone imprezy.
“Querelle” czy warto?
“Querelle” Teatru Polskiego w Poznaniu to zdecydowanie nie jest spektakl dla każdego. Fan klasycznego teatru, jak ja, prawdopodobnie nie będzie zadowolony. Było tu za dużo “cekinów” i “świecidełek”, a za mało prawdziwej głębi. Zbyt kolorowo i głośno, a jednocześnie pusto w środku.