Dogman to wbrew zapowiedziom nie film o fryzjerze psów, który ma problem z lokalnym osiłkiem, ale niezwykle wciągająca opowieść o samotności, strachu i potrzebie akceptacji.
W najnowszym filmie Matteo Garrone zabiera nas do Włoch jakich większość nie zna. Brak tu olśniewających krajobrazów, uśmiechniętych twarzy i spacerujących beztrosko pięknych kobiet. Zamiast tego widzimy szare, brudne blokowisko. Pobliska plaża absolutnie nie zachęca do spacerów wzdłuż morza. W tej rzeczywistości starają się spokojnie żyć miejscowi przedsiębiorcy. Wśród nich jest mały, chudy, niepozorny Marcello, któremu najbardziej na świecie zależy na sympatii znajomych. Niestety w ich codzienną egzystencję często miesza się lokalny opryszek Simoncino, stwarzając masę problemów. Nikt nie potrafi się mu przeciwstawić, ani znaleźć sposobu na pozbycie się oprycha.
Marcello znajduje się pośrodku tego wszystkiego. Oprócz zakładu fryzjerskiego dla psów, sprzedaje on także kokainę więc jedną nogą należy także do tego kryminalnego półświatka. W ten sposób nieubłaganie jego losy splatają się z Simoncio, a wraz z rozwojem akcji ich relacje się zacieśniają. Pozornie spokojne życie fryzjera, zaczyna stawać się coraz mroczniejsze. Obserwujemy powolny upadek człowieka, który z jednej strony nie potrafi się przeciwstawić, a z drugiej zachowuje irracjonalnie, ponieważ pragnie akceptacji.
Kilkukrotnie nie potrafiłem zrozumieć działań Marcello. Wydawały mi się one całkowicie niezrozumiałe. Jednak już po seansie dotarło do mnie, że to wszystko spowodowane było ogromną potrzebą uznania. Dla niego opinia innych była najważniejsza. Zależało mu by być lubianym, ale to nie wszystko. Jest w filmie scena gdy główny bohater musi podjąć ważną decyzję. Pozornie jego wybór wydaje się zupełnie nielogiczny. Gdy mimo tego spróbujemy się wczuć w tę postać dostrzeżemy, że jest on też bardzo ufny i naiwny. Mając na koncie wiele niepowodzeń jego wiara w człowieka wydaje się niezachwiana, wręcz irracjonalna. Trochę jak pies, który przywiązuje się do właściciela nawet wtedy, gdy ten o niego nie dba.
Osobne słowa uznania należą się głównym aktorom. Marcello Fonte stworzył kreację niepowtarzalną. Z jednej strony jego postać jest tak abstrakcyjna, że nie sposób uwierzyć, że ktoś taki istnieje. A jednak dzięki znakomitemu aktorstwu Marcello jest niezwykle autentystyczny. Jego fizjonomia, gestykulacja oraz mimika oniemiają. Bez względu co dzieje się na ekranie, ani przez moment nie znika poczucie realizmu. Wielki szacunek należy się również Edoardo Pesce. Kto zna tego aktora doceni jaką przeszedł fizyczną przemianę. Simoncio w jego wykonaniu to prawdziwy majstersztyk. Trudno mi sobie przypomnieć tak realistyczną postać bandziora. Widzimy, że to człowiek bez zahamowań, zasad oraz jakiejkolwiek moralności.
Nie jest to film dla osób o słabych nerwach. Na początku widzimy co prawda radosne sceny z konkursu piękności psów. Pielęgnacja zwierząt niejednokrotnie wywołuje uśmiech. Jednak z każdą kolejną minutą zagłębiamy się w mrok. Dowcipnych scen jest coraz mniej, a władzę przejmuje siła i brutalność. To niezwykle naturalistyczny obraz upadku człowieka, który jest dobry, jednak nie potrafi odnaleźć się w otaczającym świecie i wpada w otaczającą go otchłań. Próbuje się z niej wydostać, jednak trudno jednoznacznie ocenić z jakim skutkiem. Finał opowieści to groteska w czystej postaci. Gdy wydaje się, że wszystko jest już rozstrzygnięte, reżyser przypomina nam, jak bardzo Marcello pragnie uznania. Zachowanie bohatera kolejny raz wydaje się absurdalne, jednak dla niego jest ono najlogiczniejsze z możliwych.
Ocena 8/10
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Kina Muza w Poznaniu. Dogman będzie tam grany od 7 września, na tydzień przed ogólnopolska premierą.
Autor: Patryk Szczechowiak