Motywem przewodnim koncertu otwierającego tegoroczny festiwal była natura. Na scenie twórcy zaprezentowali nam nowatorskie podejście do muzyki. Dowodem niech będzie fakt, że słuchaliśmy nie tylko dźwięków instrumentów, ale i mrówek farmerek.
Na początek zacznę od rzeczy niespotykanej, a mianowicie impreza zaczęła się punktualnie! Wielkie brawa dla organizatorów, bo nie jest to częste. W ramach wstępu usłyszeliśmy, że muzycy spróbują na scenie połączyć muzykę, naturę i kosmos.
Widać, że organizatorzy nie boją się szaleńczych eksperymentów. Na otwarcie usłyszeliśmy SHMIB (Symfoniczna Hybryda Muzyki Improwizowanej z Bioartem), którego liderem jest Irek Wojtczak oraz elektroniczną grupę JAAA!. Wraz z Elvinem Flamingo i gościnnym udziałem Leszka Możdżera dali publiczności niezwykły spektakl dźwięków i obrazów.
Gdy widzowie zobaczyli na scenie towarzyszące muzykom wielki pojemniki z mikrofonami wypełnione tysiącem mrówek, zapanowała lekka konsternacja. Jak się okazało, nie był to tylko zabieg wizualny. Stanowiły one integralną część widowiska. W tych okolicznościach przyrody ich dźwięk momentami wydawał się hipnotyczny. Animowane tło tylko dopełniało niezwykłe doznanie.
Jeszcze raz pragnę pogratulować osobom, które wpadły na ten szalony pomysł. Był to darmowy koncert, należało się więc spodziewać wielu przypadkowych widzów chcących posłuchać miłego, lekkiego jazzu. Ku swojemu zaskoczeniu otrzymali dziwaczny eksperyment, który nie był prosty w odbiorze. I chociaż kilka osób postanowiło wyjść po 15 minutach, to ci, którzy zostali byli pod wrażeniem, tego co usłyszeli oraz zobaczyli. Muzycy po swoim występie zostali nagrodzeni owacją na stojąco.
Chociaż potrzebowałem trochę czasu, żeby zrozumieć i docenić w czym biorę udział, Enter Enea Festival 2017 mnie kupił. Głównie odwagą i bezpretensjonalnością. Już nie mogę się doczekać dzisiejszego wieczoru i kolejnej dawki jazzu.