Tym razem miałem przyjemność przetestować Kię Sportage w wersji Black Edition. Spokojnie mnie też ta nazwa zmyliła, też zauważyłem, że testowany egzemplarz jest biały. Nie chodzi tu jednak o kolor, a o bogate wyposażenie. A skoro miałem już tak komfortowe auto, postanowiłem nim (zamiast pociągiem) pojechać zwiedzić Parowozownię Wolsztyn.

Wiem, każde auto jest lepsze od komunikacji publicznej (tym bardziej w naszym kraju). Piszący te słowa nigdy nie uważał inaczej. Niemniej mam słabość do wszelkiego typu maszyn, a tym bardziej takich pamiętających początki XX wieku. Korzystając z tego, że na chwilę w Polsce poluzowano obostrzenia, grzechem byłoby nie wykorzystać należycie tego czasu. Dodając dwa do dwóch wyszło mi, że czas wreszcie zajrzeć do Wolsztyna (wstyd, ale nigdy tam nie byłem). Zanim napiszę o wrażeniach związanych z parowozami, kilka słów poświęcę Kii, którą dane było mi wybrać się w tę podróż.

Tak jak zachwycam się starymi parowozami, tak muszę przyznać, że Kia Sportage wygląda nowocześnie i bardzo gustownie. To naprawdę spore auto (liczy prawie 4,5 metra) nie przytłacza swoim wyglądem. Ma bardzo ładną linię nadwozia (pamiętacie paskudną pierwszą generację?) Wygląda bardzo zgrabnie. Jakoś szczególnie przypadł mi do gustu jej tył, z pięknymi wydechami na dole. Niby tylko miejski SUV, a naprawdę wpadł mi w oko. W testowanym egzemplarzu biel (nie jest zwykły biały kolor, ale ja się nie znam na tych wszystkich odcieniach) świetnie komponowała się z czarnymi czarnymi wstawkami. Biorąc pod uwagę cenę, dostajemy auto, wyglądające na znacznie droższe. Zresztą podobnie jest we wnętrzu.

Może zdjęcia tego tak nie oddają, ale naprawdę miałem wrażenie, że siedzę w aucie o z półki wyżej. Plastiki jakoś nie kuły w oczy i były nawet przyjemne w dotyku. Kierownica obszyta skórą dobrze leżała w dłoniach (jedynie jej środek nie pasował, kiedy Kia wreszcie zmieni go w swoich autach?). Miałem problem z wbudowanym ekranem, ale ostatecznie stwierdziłem, że także mi się podoba. O samej funkcjonalności i świetnym rozmieszczeniu najpotrzebniejszych przycisków nie będę już pisał. Kto czyta moje teksty, wie, że uwielbiam to w Kii. Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać te wygodne fotele (moja mama zakochana w Hondzie Jazz pierwszy raz stwierdziła, że wygodnie jej się siedzi w innym aucie).

Wycieczka do Wolsztyna to naprawdę sporo kilometrów, a ja nie czułem zmęczenia i nic mnie nie bolało. Ponadto zastosowano obszycie idealne pod mój gust. Środek foteli był materiałowy, natomiast dookoła obszyto je skórą (ale ekologiczna, więc Greenpeace nie musi się martwić). Miejsca jest tu bardzo dużo i nawet wysocy kierowcy nie powinni narzekać. Ale to co się dzieje na tylnej kanapie to już czysta rozpusta. Mamy tam regulowane oparcia i gdy ustawimy je maksymalnie do tyłu to prawie leżymy na tylnej kanapie. Miejsca na nogi jest za dużo. Gdybym był prezesem firmy i nie miał fioła na punkcie marek premium to chętnie sięgnąłbym po Sportage. W żadnym aucie nie siedziało (leżało) mi się tak dobrze na tylnej kanapie.

Miałem nie pisać o funkcjonalności wnętrza to wspomnę o nawigacji. Zawsze wybierając trasę korzystam z Android Auto (nic lepszego nie wymyślono), ale z poczucia obowiązku, sprawdzam też nawigację producenta. I tu Kia wypada naprawdę nieźle. Jest ona łatwa w obsłudze, czytelna, a dzięki podpowiedziom m.in. atrakcji turystycznych w okolicy zahaczyłem o miejsca, które pewnie bym ominął. Chyba tylko raz pojawił się problem, ponieważ nie miała zaktualizowanych najnowszych tras, ale generalnie jej działanie należy zaliczyć na plus.

Zresztą cały system info-rozrywki zasługuje na pochwały. Jest prosty w obsłudze, działa płynnie, a dzięki fizycznym przyciskom pod spodem (cholera miałem już o tym nie pisać) łatwo można przełączać się między najważniejszymi funkcjami. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak wielu producentów usilnie odchodzi od tych rozwiązań. Rozumiem postęp, nowoczesność, ale jednak w tej kwestii pozostaje staromodny. Dodatkowo Kia posiada aplikację na smartfony. Można za jej pomocą siedząc na kanapie wgrać wcześniej plan podróży do nawigacji. Rano odpalamy auto i mamy juz wszystko ustawione. Pozwala też sprawdzać na bieżąco stan auta (koniec z zastanawianiem się, czy zamknąłem drzwi;)). Nie jest to rozwiązanie zmieniające diametralnie życie. Traktowałem ją raczej w formie ciekawostki, ale miłośnikom gadżetów powinna się spodobać.

Jak wspomniałem wcześniej do Wolsztyna miałem kawałek drogi stąd dobrze poznałem auto w trasie. Testowany egzemplarz wyposażony był w silnik o mocy 132 KM i 6-stopniową manualna skrzynię biegów. Dla niektórych taki zestaw w aucie tych rozmiarów może być za mały. Jako miłośnik płynnej jazdy mający lekką nogę byłem zadowolony. Mamy tu jednak trochę koni pod maską, więc wyprzedzać tez się da. Jeżeli jednak chcecie jeździć z prędkościami autostradowymi i lubicie szybko, często i sprawnie wyprzedzać to skłaniałbym się ku mocniejszej jednostce. Ten zestaw rzeczywiście może czasami sprawić, że zabraknie wam mocy. Mi bardziej niż koni mechanicznych brakowało adaptacyjnego tempomatu i automatycznej skrzyni. Taki zestawi Idealnie pasowałby do tego auta.

Oczywiście pojeździłem też po samym mieście i tu doznałam miłego zaskoczenia. Gabaryty w ogóle nie przeszkadzały w sprawnym manewrowaniu. Kamera cofania i całe mnóstwo czujników znacznie ułatwiają jazdę nawet w ciasnych uliczkach. W takim środowisku 132 konie w zupełności wystarczą. Skrzyni biegów też nie można nic zarzucić, ale jak wspomniałem wcześniej (i jako urodzony leń) chyba wolałby mimo wszystko wersję z automatem. W tym aucie naprawdę odpoczywałem w trakcie jazdy, a zmiana biegów tylko wytrącała mnie z tego błogiego stanu.

Może jeszcze słowo o tych gabarytach. Raz piszę, że auto duże, ale, że jednak sylwetka zgrabna, więc jak to w końcu jest? Nie mam pojęcia. Zapewne perspektywę popsuły mi ogromne parowozy obok których miałem przyjemność parkować. Te olbrzymie maszyny sprawiają, że chyba każde auto wygląda na miejskiego malucha. Naprawdę warto tu przyjechać i zobaczyć jak w ruchu wyglądają ponad 100-letnie maszyny. Oprócz niepowtarzalnych parowozów, w sali muzealnej zobaczymy całkiem sporo pamiątek. Najpiękniejszy jest fakt, że pociągi te nadal jeżdżą i dzięki temu to miejsce tętni życiem. O samej parowozowni więcej przeczytacie w moim osobnym wpisie tutaj.

Muszę wam się przyznać, że nie lubię pisać o marce Kia. Bez względu jakie auto dostaję do testu, zawsze mi się podoba i jest nudno bo nie mam specjalnie na co narzekać. Potem pojawią się sugestie, że mnie sponsorują. Ale serio, ten model kosztuje 100 000 zł., a mamy tu nawet podgrzewane TYLNE fotele. Dorzucacie jakieś 15 tysięcy i macie pod maską 177 koni, automat i 4WD (gdybyście chcieli jechać w teren). Jeżeli macie pomysły kto może konkurować z Kia Sportage to śmiało piszcie w komentarzach. Ale nie moment! Mogę się do czegoś przyczepić, a jest to bagażnik! Jak na tak potężne auto mógłby być większy (chociażby kosztem miejsca na tylnej kanapie, tam jest go zwyczajnie za dużo). Niby ma te 490 litrów, ale jakoś tego nie widać. No i kamień z serca, auto ma wady.

Podsumowując Kia Sportage to naprawdę świetne auto. Już wiem, skąd takie ciepłe wypowiedzi dziennikarzy na temat tego modelu. Przyznam się, że gdy brałem auto z salonu był klient, który jeździ od lat Sportage. Sprzedawca pokazywał inne modele, on niby oglądał, ale było widać, że od wejścia wie co chce kupić. Osobiście nie podzielam takiego podejścia, przecież w motoryzacji warto postawić na nowe doznania. Teraz jednak po spędzeniu miłego weekendu z tym autem zaczynam faceta trochę rozumieć…

Po więcej zdjęć Kii i parowozów zapraszam na mój instagram

Auto do testu udostępnił mi salon KIA DELIK

Przeźmierowo k. Poznania, ul. Składowa 17, 62-081 Przeźmierowo, tel. 61 670-50-20

One thought on “Pojechałem Kią Sportage oglądać parowozy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *