Lokalny Fyrtel

To co najciekawsze w Poznaniu i okolicach




Książki

Kalendarz adwentowy od wydawnictwa Replika

Poznańskie wydawnictwo Replika przygotowało dla swoich czytelników zbiór 24 krótkich opowiadań. Ten nietypowy kalendarz adwentowy powinien niektórym umilić czas oczekiwania na Wigilię. Czytelnicy Lokalnego Fyrtel mają okazje poznać kilka z tych opowiadań. Dziś prezentowane jest jedno z nich. Kolejne ukarzą się 15 i 22 grudnia. Zapraszam do lektury.

Przebaczenie

Znów śnił mu się ten sam koszmar. Szary, listopadowy wieczór. Jest zmęczony, ale cieszy się, że za kilka minut zobaczy żonę i córeczkę. Małgosia napisała smsa, że zrobiła jego ulubioną szarlotkę z jagodami, a Laura uparła się, że pójdzie spać później, bo najpierw zje ciasto z tatusiem i umyje ząbki jeszcze raz. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy jak wtedy. Spojrzał na zawieszkę do samochodu, którą od nich dostał. „Pamiętaj, że masz, do kogo wracać. Wolimy poczekać, niż nie mieć, na kogo czekać.”

Nie mógł go zauważyć. Wyjechał zza zakrętu tak szybko, że nie miał czasu na reakcję. Uderzył w lewą stronę auta. Obaj stracili panowanie nad kierownicą. Gdy się ocknął na miejscu była karetka i straż pożarna. Nie widział, co się dzieje. Wylądował w rowie. Sanitariusze pomogli mu wydostać się z samochodu. Był w szoku. Jechał powoli, co prawdopodobnie uratowało mu życie. Zapytał, co z kierowcą, który w niego uderzył. Pokiwali przecząco głową.

Nie ma znaczenia, że policjanci stwierdzili, że denat nie dostosował prędkości do warunków na drodze. Jechał tak szybko, że siła uderzenia wgniotła ciało w samochód. Zginął na miejscu. Miał 20 lat. Jechał do dziewczyny. Spieszył się, bo nie chciał, żeby na niego czekała.

Chociaż prokurator nie postawił zarzutów, dla niego: „zabiłeś mojego jedynego syna!” wykrzyczane przez matkę chłopaka brzmiało jak wyrok. To zdanie słyszał nieustannie od kilkunastu nocy. Nie mógł spać, a gdy już zasnął znów widział grymas bólu na twarzy zrozpaczonej kobiety Nie mógł jeść. Prawie z nikim nie rozmawiał. Codziennie zanosił na grób świeże kwiaty, które później lądowały w koszu. Postanowił, że już nigdy więcej nie wsiądzie za kółko. Paraliżował go strach i poczucie winy.

Kilka godzin przed kolacją wigilijną usłyszał dzwonek do drzwi.

– Jacek otwórz. Kończę dekorować pierniki – krzyknęła Małgosia z kuchni

Otworzył drzwi i zbladł. W progu stała kobieta z bukietem białych róż. Patrzyli na siebie bez słowa kilka długich sekund.

–  Jak pani mnie znalazła? – wykrztusił.

– To małe miasteczko – powiedziała z trudem – Proszę wziąć te kwiaty. Odkupiłam. Nie powinnam ich wyrzucać.

– Wiem, że żadne kwiaty nie… – zaczął.

– Proszę pozwolić mi mówić. To dla mnie bardzo trudne. Widziałam, że to od pana, dlatego je wyrzucałam. Nie mogłam się z tym pogodzić i nie pogodzę nigdy…, ale Ania, siostra Michała mówiła, że codziennie przychodzi pan na cmentarz. Zostawia kwiaty. Ludzie mówią, że nie chodzi pan do pracy… Córka powiedziała mi kilka dni temu, że wygląda pan jak wrak człowieka… — po chwili kontynuowała z trudem — Ja mam żal. Nie wiem czy do Boga, czy do pana. Jak można matce dziecko odebrać? – szlochała – Jak można matce kazać żegnać się z własnym dzieckiem? To mój jedyny syn, mieszkał ze mną… jak ja mam teraz bez mojego Michała? I wyrzucałam te kwiaty, tak jak pana chciałam z życia wyrzucić, żeby pana nie było, bo wtedy Michałek by żył…

– Rozumiem – powiedział tak cicho, że prawie bezgłośnie.

– I wszyscy mi tłumaczą, że to nie pana wina, że padał deszcz, że prędkość…, że sam pan mógł zginąć. I ja rozumiem, ale się z tym nie godzę… Przyjechała do nas Kasia, dziewczyna Michała. Nie wiem jak ja bym bez niej i Ani… I Kasia mi powiedziała, że ja pana skrzywdziłam. Tym obarczaniem pana winą i tymi kwiatami. Tłumaczyła, że tu nie ma sprawcy i poszkodowanego, że pan też jest ofiarą, że pan cierpi. I myślałam sobie niech cierpi. Jak ja. Ale to nie wróci mi syna… Ania powiedziała, że ma pan żonę i córkę i ja… wtedy pomyślałam, że naprawdę pan wolno jechał, bo do nich…, że to naprawdę Michał tak pędził, a tyle razy tłumaczyłam, prosiłam…

Płakała. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezradny.

– Od kilku dni zastanawiałam się czy z panem porozmawiać. I przyszłam oddać te kwiaty. I powiedzieć, że przebaczam. Nigdy się z tym nie pogodzę, ale wiem, że pan nie chciał, że to nie pana wina… Nie chcę, żeby pan siedział przy stole załamany. Już w jednym domu starczy smutków. Wziął bukiet. Poczuł rękę Małgosi na ramieniu.

– Mam tylko jedną prośbę – powiedziała cicho – Niech pan już nie przynosi kwiatów. Niech pan je kupuje żonie. Tak jak Michał Kasi, dobrze?

Kiwnął głową nie mogąc wykrztusić ani słowa.

– Muszę wracać do domu. Pan też niech idzie do swoich zajęć. Mimo wszystko mamy do kogo, a już dużo czasu zajęłam. Ja nie życzę panu źle. Proszę sobie wybaczyć i już się nie zadręczać.

Odwróciła się. Patrzył jak powoli idzie w stronę swojego domu. Po chwili zamknął drzwi. Spojrzał na Małgosię. Też płakała. Przytuliła go z całych sił. Oboje widzieli, że dostali najpiękniejszy prezent z możliwych. Cud przebaczenia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *