W ramach tegorocznego OFF CINEMA miałem przyjemność zobaczyć dokument Friedkin bez cenzury. Ciekawa propozycja, w której poznajemy niezwykły sposób pracy oraz osobowość reżysera, który stał się rozpoznawalny za sprawą filmu Egzorcysta.
Uwielbiam ten typ dokumentu. Całość poświęcona jest twórczości Williama Friedkina. Co prawda zaprasza on nas do swojego domu i tam przeprowadzona jest rozmowa, ale wątki osobiste są tu praktycznie pomijane. Tylko w ramach lepszego zrozumienia dowiadujemy się, że Friedkin bardzo szybko rozpoczął pracę w telewizji i nie ukończył żadnej szkoły filmowej. To ważny aspekt w kontekście jego twórczości. Wszystkiego uczył się sam, dlatego jego obrazy oraz styl pracy są tak unikatowe. Oprócz samego reżysera w filmie zobaczymy aktorów, którzy pojawili się w jego najsłynniejszych filmach, a także kilku reżyserów, dla których ewidentnie jest wybitnym twórcą.
Najbardziej fascynujące były historie o jego stylu pracy. O tym jak kręcony był słynny pościg we Francuskim łączniku wiedziałem od dawna. Natomiast nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo przykładał się do poznania tego, co chce pokazać na ekranie. Robiąc Egzorcystę bardzo dużo czytał na temat egzorcyzmów. Kręcąc filmy sensacyjne spędzał czas z policjantami, praktycznie uczestnicząc w ich pracy. Tego samego wymagał od aktorów. Jak sam mówi, zamiast wskazówek jak zagrać policjanta, wolał wysłać aktora na patrol. Nawet nie chcę wiedzieć jak wyglądał proces przygotowawczy do filmu, w którym drukowane są fałszywe pieniądze.
Szokiem było to że praktycznie nie robi dubli. Jak w życiu, masz jedną szansę, więc ją wykorzystaj. Friedkin nie przykłada wagi do drobnych detali, dla niego liczy się całość. Gdy ktoś chciał powtórzyć ujęcie, ponieważ na aucie odbijała się kamera, stwierdzał, że to nieistotne i można iść dalej. Tego typu smaczków i anegdot jest znacznie więcej. Ogląda się to znakomicie. William Friedkin to osoba niezwykle dowcipna i inteligentna. Kogoś takiego można słuchać godzinami i się nie nudzić.
Friedkin bez cenzury to świetna reklama jego filmów oraz kawy. Zaraz po seansie zapisałem sobie tytuły, których nie widziałem. Opowiadano o nich z taką pasją, że muszę nadrobić te zaległości. Jeżeli Coppola albo Tarantino mówią, że jest to wybitne kino, to coś w tym musi być. Druga rzecz jaką zrobiłem to poszedłem po kawę. Jak cudownie, że Francesco Zippeli nie wyciął kapitalnych wstawek, w których Friedkin robi sobie czarną kawę, pije ją z białego kubka i opowiada o tym. Widać ewidentnie, że kawę lubi równie mocno jak filmy.
8/10