Lokalny Fyrtel

To co najciekawsze w Poznaniu i okolicach




Motoryzacja

MINI Clubman JOHN COOPER WORKS ALL4 to całkiem duży rozrabiaka

Często zaczynam swoje teksty od stwierdzenia, że bardzo czekałem na jazdę jakimś autem. Tym razem było zupełnie inaczej. To przypadek sprawił, że zasiadłem za kierownicą MINI Clubman. Co więcej, podchodziłem do niego z ogromnym dystansem. Uwielbiam małe klasyczne MINI. Z tych najnowszych, tylko wersja dwudrzwiowa wydawała mi się godna uwagi. Ależ ja się myliłem…

Chociaż od jazdy minęło kilka dni nadal mam mętlik w głowie. Zupełnie nie wiem, co napisać. Trochę rozmawiałem ze sprzedawcą w salonie przed jazdą i myślałem sobie, że ma przygotowaną niezłą marketingową gadkę. Niestety, praktycznie wszystkie jego słowa okazały się prorocze. Do MINI nie można podchodzić zdroworozsądkowo, ponieważ to auto inne niż wszystkie. Tu najmocniej przy zakupie działa serce, a nie rozum. Co najgorsze wszystkie wady albo okazują się nieistotne, albo człowiek stwierdza, że to generalnie nie jest złe rozwiązanie. Wiem, ponieważ sam tak miałem, ale po kolei.

Testowany egzemplarz to auto o najdłuższej nazwie z jakim miałem do czynienia. Jego pełna nazwa brzmi MINI Clubman JOHN COOPER WORKS ALL4 Untold Edition. To wyjątkowa edycja, ze specjalnym malowaniem, pakietem dodatków i ogromnym 306 konnym silnikiem pod maską. I chociaż w pierwszym momencie auto wydało mi się absurdalne i niedorzeczne, to po przejechaniu już kilku kilometrów wszystko zrozumiałem. Rozmowa ze sprzedawcą nabrała sensu i już wiem, co kryje się za sformułowaniem, iż MINI wybierają ludzie z fantazją. To naprawdę nie jest auto dla szaraczka, który potrzebuje tylko się przemieścić z miejsca A do B.

Sportowy silnik na początku wręcz onieśmiela. Nawet jadąc w trybie zwykłym, czujemy czającą się wewnątrz moc. Jazda po mieście sprawiała sporo frajdy, głównie przez dźwięk wydechu. Prawdziwe szaleństwo zaczęło się jednak po włączeniu trybu sport. MINI to mała petarda. Jest głośne (ależ on przyjemnie mruczał) i robi naprawdę sporo zamieszania na drodze. Do tego sztywne zawieszenie i układ kierowniczy wręcz zachęcają do agresywniejszej jazdy. Pisze to osoba flegmatyczna za kółkiem jak James May. Pierwszy raz miałem wielką ochotę wybrać się testowanym autem na tor i sprawdzić co potrafi. Jeździłem już autami o podobnej mocy, ale nie były tak agresywne, zadziorne i zwyczajnie fajne jak ten. Próba opisania jazdy tym szarlatanem jest jak opis ulubionych lodów czekoladowych. Możemy używać wielu przymiotników i metafor, ale żadne nie oddadzą tego uczucia radości i wyjątkowego smaku. Po prostu musicie pójść do dealera i sami spróbować jazdy MINI Clubman JOHN COOPER WORKS ALL4 Untold Edition.

Wnętrze także ma swój wyjątkowy urok. Przyciski rodem z myśliwca. Wielkie koło na środku, na którym wyświetla się system inforozrywki. To elementy, które momentalnie rzucają się w oczy. Projektanci chyba liczyli, że właściciele będą odbywali nim długie podróże, ponieważ cup holdery są naprawdę spore. Zwykła kawa ze stacji wręcz się w nich zapadała, należało od razu kupić dużą. Reszta już tak mnie nie zachwycała. Wyświetlacz przed kierowcą po prostu sobie był, a head-up display to coś, z czego w ogóle bym zrezygnował. Generalnie i tak po kilku minutach jazdy te wszystkie rzeczy nie miały znaczenia. Nie narzekałbym nawet gdyby tu nie było klimatyzacji. Tyle radości otrzymujemy, siadając za kółkiem tego potwora.

Specjalna edycja oznacza specjalne malowanie. Przez całą długość auta pociągnięte są pasy. Do tego złote felgi. Wnętrze również koreluje z nadwoziem. Tapicerka ma ten sam kolor co lakier, a gdzieniegdzie znajdziemy złote akcenty. Małym, ale istotnym smaczkiem jest… brelok do kluczy. Okazuje się, że dealer zawsze maluje go w kolorze nadwozia. Drobnostka, ale urocza jak całe MINI. Auto jest naprawdę spore, ale stosunkowo niskie, dlatego prezentuje się bardzo masywnie. Mięsisty, przysadzisty tył, zdobią dwie duże i głośne rury wydechowe. Naprawdę nie sądziłem, że jego wygląd tak przypadnie mi do gustu.

Czas ponarzekać, na rzeczy niemające w takim aucie znaczenia. Każdy dziennikarz marudzi na otwieranie bagażnika na oścież, zamiast do góry. Rzeczywiście to rozwiązanie jest trochę mniej praktyczne. Natomiast po obcowaniu z MINI stwierdzam, że takie rozwiązanie pasuje do jego charakteru. Dzięki temu auto jest jakieś. Wyróżnia się na drodze i nie pomylimy go z żadnym innym. Naprawdę nie kupujemy MINI dla praktyczności tylko zabawy. Pojemności bagażnika też nie sprawdzałem, ale jeżeli nie przewozimy szafy z IKEI, to wystarczy. Zaskoczeniem, dla mnie był brak Android Auto. Okazało się, że w MINI dostępny jest tylko Apple Car Play. Dla nudziarza z Androidem jak ja to oczywiście zaskoczenie. Nie wierzę, że to piszę, ale jestem sobie wstanie wyobrazić, że każdy, kto kupuje nowe MINI ma również IPhone’a. Paradoksalnie, na niektórych płaszczyznach to podobne produkty. Właściciel takiego auta musi być nowoczesny i podążać za trendami, a nie da się tego robić bez telefonu z nadgryzionym jabłkiem.

Pewnie jakieś inne wady jeszcze bym znalazł, ale jazda była stosunkowo krótka. Poza tym naprawdę ta frajda z jazdy sprawia, że nie zwraca się uwagi na takie głupoty. To auto dla ludzi, którzy w żyłach mają paliwo. Jego zadziorność i szaleństwo udzielają się kierowcy. Przyjemny pomruk powoduje, że pragniemy ciągle przyspieszać i redukować biegi, nie bacząc na spalanie. Chciałem napisać, że to auto nie jest dla nudziarzy jak ja, ale zmieniłem zdanie. Właśnie tacy nudziarze powinni je kupić, aby odkryć w sobie pokłady szaleństwa. Zbliża się koniec roku i czas podsumowań. Kto wie, czy gdy w sylwestra wspomnę tegoroczne auta, to właśnie MINI Clubman JOHN COOPER WORKS ALL4 Untold Edition nie okaże się najlepszym, jakim jeździłem w tym roku.

Auto do testu udostępnił mi salon MINI Smorawiński, a więcej informacji o świecie MINI można zobaczyć tutaj: smorawiński.pl

Więcej zdjęć MINI znajdziecie na moim instagramie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *